Powered By Blogger

środa, 18 czerwca 2008

był kiedyś dzień niezwykły

i'm an alien - nie wiadomo kto bardziej obcy ja czy on chociaż go nie ma i wyszedł nadal czuję jego obecność - uciekać uciekać. Patrzę przed siebie i widzę, jakże nie chcę widzieć już tego obrazu - podkrążone oczy, jeden kosmyk włosów dłuższy od całej reszty, taka zwykła codzienność, która zaczyna sie na moim parapecie - dwie paprotki, pędzle, lampa. Obraz się trochę zamazuje, pochmurny mamy dzień jak na czerwiec - ha patrzę przez okno i zabija mnie codzienność, dzień wolny od pracy, szybki obiad, spontaniczny zakup butów, dwóch bluzek, które pewnie znów będą zalegały dno komody. Chęć zmiany w ponurym pokoju, coś bardziej radosnego, żywsze kolory więcej ciepła i światła. Takie plany nadają sens dzisiejszemu rozumowaniu - dają nadzieję, że jutro coś się odmieni:) oj gdyby zawsze już mogło być beztrosko, gdyby zawsze pachniało babcinym kompotem, gdyby znów można było chodzić z metalową bańką na borówki, siedzieć pod lipą, jeść babcine pierogi na kiwiącym się stołeczku, siedząc na jakże często malowanej już ławce przed domem. Jakie cudowne to były dni. A jakie cudowne były wieczorne opowieści o dawnych czasach, o nigdy nieznanych przez mnie wujkach, ciotkach, babciach i prababciach i jeszcze prapraprabaciach. Siedzenie na ganku - pamietam te zamykane na haczyk okna, które tak często myłam, lężałam tam na małej kanapce i pamiętam, że czytałam Anię z Zielonego Wzgórza, drugą część o tym jak Ania znalazła dwójkę bliźniaków czy coś w tym stylu, musiałabym przeczytać, teraz to widzę książkę raz jeszcze, bo przecież ucieka z pamięci. Oj babciu babciu jak mi tego brakuje, jak brakuje mi tego domu i jego cudownej atmosfery, jak brakuje mi tego miejsca i tamtych ludzi, tamtych opowieści, sąsiadów, bo babciu u ciebie ciągle ktoś bywał, jak brakuje mi tamtych wakacji, wszystkich, którzy tam przyjeżdżali........

Brak komentarzy: