Powered By Blogger

niedziela, 28 lutego 2010

wtorek, 23 lutego 2010

Jabłka i stara szafa

Długo zastanawiałam się nad tym czy zamieścić tutaj swoje prace. W końcu nie pretenduję do miana artysty wszech czasów ale na użytek domowy spełniam w części chociaż swoją potrzebę kreacji. Będąc w domu wygrzebałam gdzieś z teczek zakurzone i trochę w opłakanym stanie malunki. Trochę mnie to podłamało, bo leżą sobie tak odłogiem, może można by uczynić z nich jakiś użytek albo przynajmniej bardziej o nie zadbać. Nie znalazłam wszystkiego, czego szukałam, tylko niektóre z wartych pokazania. Ze względu na ograniczone możliwości sprzętowe, technicznie kopia nie jest najlepsza ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Niestety po zainstalowaniu Corela nie mogłam go, ku mojej rozpacz użyć. Nie wiem w czym tkwi szczegół ale chyba darmowa wersja skończyła swoją datę przydatności:( Tak więc pozostaje mi standardowy Paint. 
Mój ulubiony temat to martwa natura. Nie ma obawy, że nawet z racji swojej dziwacznej diety i upodobań kulinarnych tkwię w samych marchewkach. Parę aktów też posiadam:) Hehe nie tylko swoich;p Może znajdę je wkrótce w czeluściach pokoju i wyciągnę na światło dzienne. 







Jabłka to mój ulubiony temat. Kiedyś z wypiekami na twarzy oglądałam, często pod lupą;p, martwe natury Cezanne'a. Mistrzostwo. Najpiękniejsza jest faktura obrazu. Grubo kładziona farba albo przebijające spod niej płótno. Ten widok powoduje u mnie z podniecenia skurcze w żołądku. A draperie na jego obrazach nie mają swoich granic w blejtramie. Ich kompozycja, ułożenie, formowanie zapierają dech. Ile można powiedzieć o kawałku obrusu czy prześcieradła? Jaką można zawrzeć w nim metafizykę? 

poniedziałek, 22 lutego 2010

Post

Tęsknię. Tak bardzo, że bardziej człowiek chyba już nie może...


piątek, 19 lutego 2010

Brama Zwierzyniecka

No i rozgorzała prawdziwa Facebook'owa debata na temat Bramy Zwierzynieckiej / Bramy Myśliwskiej. Dołączyłam do swojej wiedzy kilka cennych informacji. Znalazłam przy tej okazji dwa cenne, ciekawe, godne uwagi zdjęcia. Pierwsze z nich to pocztówka z roku 1900 przedstawiająca Bramę. Trzeba przyznać, że była niezwykle piękna, nieodżałowane jest to iż nie zachowały się metalowe kraty z herbami Potockich. Wybudowana w stylu neogotyckim, można zauważyć pewne podobieństwa jej kompozycji do frontowej elewacji kościoła w Krzeszowicach (motyw "linijki"). Jest jedynym zachowanym na terenie Małopolski przykładem architektury myśliwskiej.
 Drugie foto to makieta, rekonstrukcja Bramy.


Karta pocztowa z roku 1900



Rekonstrukcja Bramy

Dalej w załączonym linku niezwykle ciekawy artykuł dotyczący tworzenia rekonstrukcji makiety Bramy Zwierzynieckiej, która wykonana została jako praca dyplomowa przez jednego z uczniów krzeszowickiego Technikum. Szczególnie interesujące jest dość skrupulatne opisanie detali architektonicznych. Także godny uwagi jest rys historyczny, przytaczane w nim opisy krzeszowickiego Zwierzyńca. 
Zapraszam do lektury.



By nie pozostać gołosłowną, poniżej przestawiam Krzeszowicki kościół św. Marcina.






wtorek, 16 lutego 2010

Ostatki

Dzisiaj Ostatki u Alicji, a właściwie powinnam napisać spotkanie klasowe. Rzadko bardzo udaje mi się teraz spotkać z ludźmi ze studiów, jeśli już dojdzie do tej przyjemności to zazwyczaj organizatorką imprez pod tym tytułem jest Alicja. Oj najedliśmy się gofrów, mam spokój na pół roku. Teraz mi tak słodko, że piję już drugą herbatę - moja zielona:) ale stwierdzam, że chyba się od niej uzależniłam. Tylko perspektywa mojej nieszczęsnej pracy mnie załamuje. Gdyby udało się coś zmienić. Czekam z wielkim utęsknieniem na wiosnę, a przynajmniej na to by śnieg stopniał. Oj dzisiaj przejście po chodnikach graniczyło z cudem. Jest strasznie ślisko, co prawda w śródmieściu wszystko odśnieżone ale na osiedlach to już inna bajka. Zimowa bajka:) ma to swój urok trzeba przyznać. Temat Ostatków to oczywiście najnowsze plotki o dawnych znajomych. Ta wychodzi za mąż, ta zmieniła pracę, ta wyjeżdża. Ale głównie śluby są na tapecie;p oj daleka to przyszłość dla mnie. Hehe właśnie rozmawiałam przez telefon ze znajomym o zakupie kadzidełek (takież kupiłam) a on mi mówi, że musi być nastrój na nie. Tak. Powiało mi perspektywą wieczoru we dwoje, czyli ja i mój laptop:P Laptop=internet=cały świat. Pewnie dlatego napisano "Samotność w sieci". W weekend natomiast pierwsze urodziny mojego chrześniaka. Chcę zrobić mu kartkę. Wiem, że na razie jej nie przeczyta, wybrałam dla niego cytat z "Małego Księcia", ale może jak urośnie:)
Ostatnie dwa dni bez internetu chyba dobrze mi zrobiły. Przynajmniej udało mi się coś przeczytać. Powinnam robić to częściej, bo się opuszczam w słowie drukowanym. Przymierzam się do zakupu "Władcy Pierścieni" - wiosenna perspektywa na lekturę. 
Na koniec moja walentynkowa piosenka

piątek, 12 lutego 2010

Czyczowanie



Stanisław Czycz z cyklu "Elegie"

I

Szczytami świerków
w nieba pustynię
szczytami sosen modrzewi buków
szczytami jodeł
las
półomdlały upałem
Młodych milczących sosen kotlina
Ścieżka zdawniona płowieje żalem
zapach jak przypomnienia
W spalonych trawach twych kroków dotyk
już tylko popiół
w dzwonieniu świerszczy
iskrach
I wspomnień popiół
Więc nie dlatego
że już dróg nie ma
od ciebie do mnie
Lecz że w przestrzeni
upalnej leśnej
tobą żyjącej dawniej
gdzie nawet cienie umiały ciebie
w przestrzeni pełnej wzruszeń uniesień
nie ma już nic
Dlatego

Stanisław Czycz życie i twórczość
Ha!art "Arwa"

P.S. Weekend zapowiada się sam-sam.

czwartek, 11 lutego 2010

Miejsce magiczne

Nawiązując do naszej Facebook'owej grupy Dawnych Klimatów, postanowiłam przybliżyć bardziej moje magiczne miejsce. Każdy ma taki skrawek ziemi do którego wraca zawsze z wielkim sentymentem i łzą w oku. Serce bije wtedy inaczej, szybciej. Zapraszam do powrotu w klimaty retro.
Willa "Eliza", o której była już mowa, to dawna rezydencja Pareńskich. Tutaj zjeżdżała w letnie miesiące cała ówczesna krakowska bohema, wśród niej (moja największa miłość tamtych czasów:) Stanisław Wyspiański. Na jednej ze ścian za szybą znajdował się namalowany węglem przez Wyspiańskiego portret pani Elizy. Niestety nie przetrwał do naszych czasów, zniszczyła go wojenna pożoga. Był tam piękny ogród, gdzie towarzystwo spędzało czas pływając łódkami po jeziorkach, portiernia z elektrycznym dzwonkiem (!) i telefonem. Do dziś przetrwał już tylko magiczny klimat tego miejsca, lecz być może nie wielu wie czym była "Eliza" i kogo gościła.

"Eliza" widziana od frontu


Dawne wejście do willi

Idąc dalej natrafimy na tzw. "Bramę Zwierzyniecką". To dawne wejście do lasów, będących wtedy w posiadaniu rodziny Potockich. Nad bramą widnieje hrabiowski herb, na cokole nabite na włócznię sokoły, u stóp bramy myśliwskie harty. Wszystkie te elementy symbolizować miały polowanie. Trzeba dodać, że za czasów Potockich las był ogrodzony.



Wejście do lasu


   Hrabiowski hart


Sokół na włóczni

Niestety brama nie jest poddawana żadnym zabiegom konserwatorskim. Skutkiem tego są postępujące z roku na rok zniszczenia, powodowane warunkami atmosferycznymi i niestety ludzką bezmyślnością i wandalizmem (napisy sprayem też można na niej odnaleźć, nie mówiąc już o wykradanych na sprzedaż metalowych częściach). 
No i symbol galicyjskich stacji czyli dawna wieża ciśnień. 



Uważam, że jest tak urokliwa i klimatyczna, że zasługuje na zamieszczenia tutaj jej zdjęcia. Szkoda, że nie została jakoś zagospodarowana albo przynajmniej zabezpieczona. Kiedyś wpadłam na pomysł, że może gdyby zajął się nią jakiś dobry inwestor, mógłby umieścić tutaj np. hotel. Zresztą sama stacja jest tak urokliwa, że sama mogłabym na niej zamieszkać, choćby tylko ze śpiworem i karimatą:P





Zapraszam tych, którzy nie byli do odwiedzenia tego malowniczego miasteczka. 
Więcej zdjęć, a jest ich jeszcze sporo do pokazania, pewnie wkrótce tutaj zamieszczę.

środa, 10 lutego 2010

Być jak singiel. Nie każdy singiel sprzedaje się w milionach egzemplarzy

To co jest najbardziej przerażające w byciu singlem to chyba robienie zakupów. Ostatnio zakupiłam, nie wiem pod wpływem chwili chyba wędlinę, z reguły nie jadam, bo zwyczajnie nie lubię. Miałam ochotę jednak zjeść tego dnia. I co. W całej swojej inteligencji nie wpadłam na to, że przecież można poprosić panią w sklepie aby ukroiła np. dwa plastry. Wzięłam jakieś 10dkg i za karę musiałam jeść dosłownie tydzień, ponieważ nie znoszę marnowania, w tym wyrzucania jedzenia:( Heheh chyba nawyki starej panny mnie dopadły bardziej. Przykre, że nie ma kogoś kto zjadłby ze mną kolację. Już prawie z niej zrezygnowałam ale czasem myślę, że byłoby miło zjeść w towarzystwie. W towarzystwie bardziej smakuje. To prawie tak jakby pić wódkę do lustra. Póki co jadam w towarzystwie mojego komputera. Szkoda, że nie umie ze mną rozmawiać. Jakaż synteza się wytworzyła ostatnio między nami:) Może nadam mu jakieś imię. Już niedługo zamienię cię pewnie na aparat fotograficzny:) Nie znam się na technice robienia zdjęć ale myślę, że trochę chęci i wysiłku szarych komórek, jakaś literatura fachowa i będzie ok. 
Już tydzień przeszło egzystuję bez moich głośników:( Wstyd się przyznać. Estetyka ponad wszystko. Uroiłam sobie, że nie chcę aby kable były widoczne, więc żeby je schować musiałam najpierw odpiąć, a kiedy z powrotem podpiełam to przestały działać. Tak to jest jak baba bierze się za coś czego nie powinna robić. Zresztą to wiem, że elektronika mnie nie lubi, zawsze coś popsuję. Czekam na zbawcę rozwiązania tego problemu w sobotę.  Gdyby był facet "na stanie" to by problem rozwiązał:( Ale przynajmniej się dysk twardy nauczyłam czyścić sama.  
Jakoś mi się post nie składa dzisiaj. Chyba nie o tym chciałam do końca pisać. Kończę oszczędzając wstydu sobie i czytelnikowi.  

niedziela, 7 lutego 2010

Jest niedziela

Zastanawia mnie ile filmów może obejrzeć człowiek spędzający samotne popołudnia i wieczory? Bo ja już pobijam wszelkie rekordy oglądalności, tak mi się coś wydaje:( Dziś widziałam "Co się wydarzyło w Madison County", a czeka mnie jeszcze trylogia "Ojca chrzestnego". Wstyd się przyznać ale należę do tych osób, które nie widziały żadnej części, podobnie jak żadnej części "Gwiezdnych wojen" ani "Władcy Pierścieni". Uuuu... Jeszcze na nieszczęście moja pralka całkowicie odmawia posłuszeństwa i ostatnio postanowiła, że nie będzie odwirowywać prania:( więc musiałam je dziś odwirować... ręcznie. Myślałam, że oszaleję. Biedne były nasze babcie. Ale jak sobie przypomnę ręczne pranie w akademiku, to w tej sytuacji cieszy mnie to, że muszę je tylko wykręcić. Zawsze jest jakiś plus:) Jechałam dziś samochodem przez prawie całe miasto i minęłam swoje dawne, dawne mieszkanie na Prądniku. Oj jakoś powróciły do mnie dawne wspomnienia. Są takie miejsca, które działają na mnie magicznie. Pamiętam jak wracałam do niego zawsze z pracy chodnikiem wzdłuż ulicy Opolskiej i pamiętam, że kiedyś kiedy wróciłam po pracy poznałam Ciebie. Pamiętam, że przyniosłam wtedy ze sobą jakieś ciasto, był chyba początek września, pamiętam nawet w co byłam ubrana tamtego dnia. No tak to było, mniej więcej. Miałam nie wracać do tej kwestii, ale mimowolnie wróciłam.
Więc zanim przejdę do części następnych filmów zaplanowanych na ten wieczór, jak mówią w moim ulubionym radiu,
mała muzyczna iterluda



Ten kawałek wysyłam mi mój dobry znajomy w chwilach mojego największego nazwijmy to "doła". Mówił, że jemu zawsze pomaga:) Mi się kojarzy z ulicą Opolską i wyjazdem do Brukseli.
Oj miałam jeszcze skrócić spodnie ale dziś już chyba tego nie zrobię. Czekają na mnie już chyba dwa tygodnie. Jak mówi moja babcia "jak kocha to poczeka":)

sobota, 6 lutego 2010

Muzyczne zauroczenie miesiąca

Muzyczne zauroczenie miesiąca:)



Wyjątkowo polubiłam teledysk. Szczególnie motyw z telewizorem:)

piątek, 5 lutego 2010

"Let's see colours that have never been seen"

Moją uwagę przykuwa na ulicach miasta ten plakat.



                                                               Piotr Micherewicz 

Przyznajcie, że jest świetny:) Zastanawiam się czy można taki gdzieś kupić? 
Póki co zmykam na pociąg:)

P.S. "you're in my mind all of the time"

czwartek, 4 lutego 2010

Taki sobie post

Oj dawno mnie nie było ale nie miałam jakoś weny do pisania. Jakoś tak kiepsko było z kondycją u mnie ostatnimi czasy. W każdym razie piszę sobie od paru dni równanie, które mam nadzieję uda mi się rozwiązać: ZMIANA=NOWA PRACA=ZMIANA=MIESZKANIE co będzie X? Myślę, że na razie wszystko jest dla mnie jednym wielkim X. Muszę się poskładać, bo życie musi mieć jakiś sens albo przynajmniej trzeba go zacząć szukać, żeby można było znaleźć. Bo na razie to sobie śpiewam "i still haven't found what i looking for". Durna jestem, no cóż. Może zmarnowałam jakąś szansę w życiu, pewnie już niejedną ale wychodzę z założenia, że trzeba dalej do przodu. W każdym razie muszę zainwestować w garsonkę, bo takowej nie posiadam a pewnie się przyda. Nie znoszę sztywnych, jak to nazywam biznesowych ubrań ale jak mus to mus. No cóż, przed 30-tką przydało by się coś takiego w szafie:@ Kurcze chyba stara już jestem. 
Jakoś cały dzień chodzi mi po głowie dzisiaj "Ojciec zadżumionych" i ciągle powtarzam sobie jego pierwsze zdanie: "Trzy razy księżyc odmienił się złoty (...)" Tak ono brzmi? Chyba taki jest początek? Muszę sprawdzić, bo nie usnę, czy mam ten utwór u siebie na półce, bo zdaje mi się, że tak. Lubię Słowackiego tak bardzo jak bardzo nie znosiłam epoki romantyzmu:p Pamiętam, że na studiach w chwilach tak zwanej "głupawy" wymyślaliśmy  z kolegą tytuły dzieł literackich z motywem dżumy i zarazy w tytule. Prym wiodły oczywiście "Dżuma", "Ojciec zadżumionych", "Miłość w czasach zarazy", "Grypa szaleje w Naprawie" (hehe cóż za tytuł) ale łzy śmiech wywoływał wiersz "Jaś nie doczekał". Oj to były czasy:) Aż mi się łezka w oku kręci czasem. Mogły by wrócić, nie miała bym nic przeciwko. 
Dziś cały dzień słuchałam serialu pt "komisja śledcza". Premier ma u mnie wielkiego plusa. Może polityki komentować nie powinnam, bo się na niej zwyczajnie nie znam, ale pozostaję pod wielkim wrażeniem. Współczuję tylko żonom polityków. 
Jutro szykuję się na wyjazd do domu. Pójdziemy z Anią na babski comber i pewnie się spiję (heheh tak dwa piwa dają mi radę). No ale taki babski to on nie będzie do końca, bo w towarzystwie jak to powinnam ująć "brato-męża" hehhe:p