Powered By Blogger

piątek, 12 listopada 2010

czwartek, 4 listopada 2010

Good news

No i zaczyna się nowy etap w moim życiu zawodowym. Dostałam pracę. Okupioną trzema wyczerpującymi rozmowami kwalifikacyjnymi (chyba tak wygląda rekrutacja w NASA:). Więc zaczynam.

środa, 20 października 2010

SORROW, czyli trochę muzycznie

Piosenka, której nie lubię za bardzo ale to wykonanie jest po prostu cudowne. Bosa wokalistka i brodaty pan w czapeczce z napisem Red Sox:)



No i mój jeden z ulubionych kawałków Pink Floyd "Sorrow".



A tutaj nieco inna aranżacja tematu, tym razem w wykonaniu Vincenta.


"I jak wam się podoba?" (jak mawiał poeta) "To lubię".

poniedziałek, 18 października 2010

Żałość serce me wypełnia...

Oj zaczęłam tak melancholijnie:P Może dlatego iż ostatnio dzieje się wiele a może powinnam napisać, że tak naprawdę nie dzieje się nic. No cóż moja błyskotliwa kariera w nieruchomościach dobiegła końca z czego jestem niezmiernie rada bo odebrała mi ona (oczywiście do kariery było jeszcze daleko, bo jak widać nie zostałam właścicielem, sic!) całą resztę i całe wnętrze mojego życia jakie dotąd prowadziłam. Przestałam spotykać się ze znajomymi, przestałam odwiedzać rodzinę, przestałam czytać, chodzić na zakupy, wychodzić na imprezy, przestałam jeść nawet przestałam uprawiać seks. Już nie mówiąc o tym, że odebrano mi wolne weekendy, bo moja praca po przeliczeniu godzin składała się chyba z dwóch pełnych etatów normalnego pracownika  plus soboty:( Jak ja mogłam się na to zgodzić to do dzisiaj nie wiem. W zamian, tak na zdrowy rozum, powinnam mieć premie i pewnie jakieś bonusy. Niestety trzeba było obejść się i bez tego. W sumie to reasumując najlepiej dla mojego byłego pracodawcy byłoby gdybyśmy przychodzili do pracy w ramach wolontariatu. Niestety dla nas chyba nie najlepiej. Dlatego trzeba było zakończyć ten żałosny dział w historii mojego zatrudnienia. Lepiej chyba uzyskać, oczywiście tymczasowo statut bezrobotnego niż pracować po 13cie godzin dziennie z 1 godzinną przerwą na obiad, odliczaną z zegarkiem w ręku. No spróbuj przyjść 5 minut później a rozpętasz wojnę. Mam to za sobą, na szczęście. A przed sobą? A przed sobą mam perspektywy na najbliższych parę tygodni szukania zatrudnienia. Mam nadzieję, że mimo chwilowej stagnacji odnajdę swoje miejsce i przycumuję gdzieś na dłużej. Perspektywa dla mnie zawsze szeroka. Jedno doświadczenie uczy mnie wiele. Nie potrafię potrafię myśleć chyba negatywnie. Jakoś to będzie, bo przecież nie ma sytuacji patowych i takich z których nie ma wyjścia. Poza tym musi się udać, bo jeszcze ktoś prócz mnie samej bardzo tego chce:) A już jak dwie duszę proszą Bozię, to nie to co jedna:) Póki co w przerwach na szukanie wypełniam sobie czas blogowaniem (co widać), czytaniem "Udręki i ekstazy" i nowym ciekawym zajęciem - blogami o modzie. A fakt jest ich trochę na sieci. Ku mojej radości odkryłam, że szmateksy są teraz największym hitem. O zgrozo. Ja ubieram się tam chyba od 10 lat (a może i dłużej) i dopiero teraz ludzie do tego dorośli. Pamiętam czasy średniej szkoły wtedy jeszcze galerii handlowych nie było (nikt nie słyszał o takim wynalazku, może i dobrze) albo może raczej raczkowały dopiero. Pole manewru trochę było węższe. Ale szmaciarnie zdecydowanie były passe. Przynajmniej wśród moich kumpeli nikt tego nie praktykował. Za to mama, babcia i ja zdecydowanie tak:) A tu proszę jakie miłe zaskoczenie. No i kolejny powód do tego żeby szybko znaleźć zatrudnienie:P 

Zdjęcie nr 1

Zdjęcie nr 2

Korzystając z przymusowego wolnego czasu wizyta w rodzinnych stronach. Z tej okazji parę zdjęć, może nie najlepszej jakości, bo wirtuozem obiektywu nie jestem, ku swojej rozpaczy niestety. Tutaj pozostałości byłego podobozu KL Jawischowitz jako, że moje miasto leży niedaleko Oświęcimia. Więźniowie przebywający w obozie pracy byli zatrudnieni w kopalni węgla kamiennego.Może wkrótce napiszę coś szerzej na temat historii mojego miasteczka. Na pierwszym zdjęciu jedyny pozostały barak - łaźnia. Widoczny cień na chodniku to zachowana lampa apelowa stojąca niegdyś na środku placu apelowego. Zdjęcie nr 2 to pomnik pamięci i męczeństwa mieszczący się również na terenie byłego podobozu. 


Usiłowałam być przewodnikiem po swoje miejscowości ale nie wiem czy do końca wywiązałam się ze swojego zadania. 





Drobne migawki fotograficzne jakie udało mi się uchwycić podczas spaceru (pierwszego od chyba dwóch lat). Może kiedyś uda mi się bardziej poszaleć z aparatem i poszukać jakiś ciekawych tematów. I na koniec, no bo przecież nie mogłabym pominąć tak słodkiego zdjęcia (którego autorką jest Magdalena:)




sobota, 16 października 2010

Jeszcze pachnie latem...

Parę letnich zdjęć na osłodzenie pochmurnego do południa...






środa, 15 września 2010

Coming back to life

Dawno mnie nie było, trochę się stęskniłam za moim pisaniem. Dzisiaj po wypiciu drugiej butelki zimnego NAPOJU nabrałam ochoty na pisanie. Po kilkunastu próbach zalogowania się na stronę, przypomniałam sobie hasło i login;p O dziwo po skończonym napoju, nie chce mi się spać, nabieram chyba dopiero ochoty do życia albo lekko łagodzę swój wieczór spędzony z Facebookiem i Naszą Klasą - mój dzisiejszy substytut człowieka... jak śpiewa Kazik "każdy potrzebuje przyjaciela", ja też. U mnie to tak już jest, że ze skrajności w skrajność. Perspektywa 30tych urodzin coraz bliższa a ja dalej jak dziecko. Dzisiaj było tylko 10 minut rozmowy telefonicznej - bo zapomniałam dodać, że teraz dla odmiany rozmawiamy z sobą telefonicznie. Tak. Telefon jest moim substytutem człowieka, przyjaciela, faceta, zastępuje mi związek z mężczyzną, udaje prawdziwą miłość. Realizujemy się rozmawiając przez telefon..."przecież dobrze nam się układa, nie kłócimy się wcale." No tak nie kłócimy się, bo nie mamy zapewne darmowych minut więc szkoda kasy na kłótnie. Mój związek kwitnie. Czuję się jakbym była w pracy i nadal rozmawiała przez telefon z klientem:( Groteska. Dla mnie i dla niego sobota wieczorem i niedziela. Równie dobrze mogłaby wyjechać do Irlandii albo na Wyspy Wielkanocne:) Życzę sobie powodzenia:) Chyba czas spać.

czwartek, 18 marca 2010

Absurd

Moje poszukiwania pracy obracają się powoli w akt desperacji. Oto jak wygląda mój dzień:
Wstaję w okolicach godziny 8:) Lubię wcześnie wstawać, żeby nie marnować dnia. No tak, w obecnej sytuacji godzina więcej na przeglądanie ogłoszeń. Prysznic, owsianka na śniadanie:) kawa, papieros, krótka rozmowa z Pauliną (moją współspaczką:), karmienie koszatnika no i najlepszy przyjaciel bezrobotnego - komputer. Trzeba przyznać, że absurdy w niektórych ogłoszeniach osiągają poziom kosmicznych. Przykładowo - ogłoszenie jednego z wydawnictw:
 Wymagania: 
- wykształcenie pedagogiczne wczesnoszkolne lub przedszkolne
- wykształcenie plastyczne lub zdolności plastyczne
- minimum 2-letnie doświadczenie w pracy  z dziećmi w wieku 4-7 lat
- doświadczenie w pracy wydawniczej, najlepiej w wydawnictwie publikacji dziecięcych

Mile widziane:
- doświadczenie w ilustrowaniu publikacji dla dzieci
- doświadczenie w prowadzeniu zajęć, warsztatów plastycznych dla dzieci
- doświadczenie w pracy graficzno-poligraficznej
- doświadczenie w pracy w przedszkolu oraz szkole podstawowej w klasach 1-3

Oferujemy:
Ciekawą i rozwijającą pracę, atrakcyjne wynagrodzenie, elastyczny czas pracy.


Rozumuję, że trzeba być po ASP, mieć skończoną uczelnię pedagogiczną, odpracowany staż w przedszkolu, na studiach dorabiać po godzinach w drukarni, i domu kultury prowadząc zajęcia plastyczne a nocami ilustrować książki dla dzieci. Nie wiem jak może wyglądać idealny kandydat. Pewnie powinien chodzić z wielką czarną teczką, mieć wygląd pensjonarki, posilać się cały czas Red Bulem:)) A absurdzie polskiego rynku pracy!!!!!

wtorek, 16 marca 2010

Collaborations

No i awaria zażegnana:) oj nie posiadam się z radości:) Ile szczęścia może dać człowiekowi bezinteresowna pomoc przyjaciół:)) O wielkie dzięki raz jeszcze po stokroć i tysiąc:**
No i co za tym idzie odkryłam nową (nową dla mnie) płytę Shinead "Collaborations", której nie mogę przestać słuchać od wczoraj. Ku mojemu rozżaleniu potraciłam trochę danych zapisanych na C. Chyba w afekcie nawet nie zauważyłam, że je tam mam. Uległa dewastacji (tak mi się wydawało) moja praca mgr ale dzięki Bogu udało się ją odzyskać. Lubię zmiany więc będę się przyzwyczajać do nowego Offica i Corela:))
A teraz mała przymiarka z "Collaborations".



To mój najulubieńszy utwór, może dlatego, że nagrany z The Edge'm ;p Chociaż kiedy usłyszałam go pierwszy raz nie wiedziałam jeszcze kto jest współautorem. Jednak kiedy usłyszałam gitarę wszystko się  wyjaśniło. Czasem mam wrażenie, że gitara to taki instrument, który potrafi płakać. Ktoś mi kiedyś powiedział, że ten efekt nazywa się frażolet.




"Tears from the moon" został moim numerem dwa. Nie koniecznie dla wszystkich który lubią fantazy:) Pewnie będę jeszcze nieraz wracać do moich fascynacji tym albumem.
A wczoraj chyba był jakiś szczęśliwy dzień. Kupowałam kartę żeby załadować mój telefon, który zostaje zablokowany zawsze w najmniej odpowiednim momencie, niestety. Więc tak stało się i tym razem. Biegnę więc do kiosku. Ku mojemu wielkiemu (!!!) zdziwieniu przychodzę do domu a tu okazuje się, że za tę samą sumę zostałam posiadaczką dwóch kart:))) co w mojej sytuacji finansowej jest po prostu cudem. Heheh czasem wydaje mi się, że więcej tych cudów na co dzień tylko zwyczajnie ich nie zauważamy.
Wielkie dzięki dla Pana S:)) one more time:***

sobota, 13 marca 2010

windows się zawiesza

Heheh dziś niespodzianka z moim Officem. Nienawidzę komputerów, Windowsów i innych programów. Zawsze coś nie działa, coś się wiesza;/ Albo ku mojemu zdziwieniu odkrywam nowe opcje i funkcje, które są tak oczywiste a o nich nie wiedziałam. Ale te momenty są bardzo przyjemne. Mam ochotę wywalić ten komputer przez okno, razem ze wszystkim co w nim jest. Kurde. Moja frustracja sięga zenitu....................

poniedziałek, 8 marca 2010

don't "stuck in a moment"



No i piosenka znalazła się na Facebook'owe liście Dawnych Klimatów. Dziwne, że nikt jej nie znał. Zawsze to człowiek się może dowartościować, że zna coś czego nie słyszeli inni do tej pory. Zespół nieco nowszy ale dla mnie w klimacie starego jazzu i Nowego Orleanu:)
No cóż nie czuję bym odniosła sukces. Od tygodnia siedzę w domu i zaczynam tym razem na poważnie szukanie pracy:/ Jestem jeszcze (!!!) dobrej myśli, co oznacza, że panika póki co mnie nie dopada. Matko jedyna. Uświadomiłam sobie, że człowiekiem sukcesu nie jestem:/ Porównywać się nie lubię ale w rankingu do moich przyjaciół wypadam blado, tak, że prawie mnie nie widać. Bez pracy, mieszkania, faceta, pieniędzy, widoków na przyszłość, z problemami sięgającymi w tym momencie prawie 3/4 stratosfery, w bagażem chyba niejednego 50latka:/ coś jeszcze dodać powinnam. Hehe no tak miło iść spędzić sobotnio niedzielną noc w towarzystwie znajomych ale nie miło uświadomić sobie żeś sam jak palec nie tylko kiedy wracasz od 4rano do domu. No to głupota wielka iść z buta ciemną nocą przez Kozłówek:/ Oglądasz jak w fotoplastikonie szczęśliwe małżeństwo i pary którym nic nie brakuje. Mieszkanie, praca, wielka miłość, pomoc rodziców, piękne wesele, podróż poślubna (...) tak o tym się teraz rozmawia na spotkaniach ze znajomymi. Albo nie dorosłam albo powinnam przestać na nie chodzić. Brak mi jak na razie sukcesów w życiu:/ Heheh i wcale nie uśmiecha mi się wizja majowego weekendu w Kazimierzu. Wiem, że już drugi raz tam nie pojadę:( za bardzo będzie to newralgiczne miejsce. Zawsze można się wykręcić brakiem pieniędzy albo kompana do towarzystwa, oczywiście tego płci przeciwnej albo kupić sobie zamiast tego butelkę wódki:) Dziś poprzestanę na tym drugim rozwiązaniu :)
Ogólnie dzień do wielkiego D można zaliczyć. W urzędzie skarbowym pani mnie ofuczała, że się pytam, bo nie wiem, gdzie w picie zaznaczyć należy przekazanie 1% mojego podatku. No zwykły śmiertelnik nie zajmujący się na co dzień pitami ma prawa chyba nie wiedzieć:/ Mój zakup butów też okazał się nietrafiony, bo kupiłam je za małe. O zgrozo!! Dobrze, że w ramach przytomności zabrałam paragon, może uda się wymienić na większe. Ajjjj jeszcze muszę się bujać przez pół miasta by je wymienić a właśnie skończył mi się bilet:( Dlatego na dobranoc będzie Cypress Hill:) Ha i poleca go nie byle kto:)




To znany dość kawałek:)
Następny to przymiarka do nowego albumu, który ukaże się dopiero w kwietniu. Moim zdaniem bomba.

środa, 3 marca 2010

"hope the rain will wash away our bad luck"



Jesteś. Jesteś przynajmniej w jednym małym kawałku, w malutkim znaku dzięki, któremu wiem, że jesteś. Mój Boże ile pytań mam od wczoraj w sobie. Lubisz jeszcze pistacje? Siadasz nadal wyciągając nogi na stole:P? Zastanawiam się czy nadal w tak charakterystyczny dla siebie sposób poprawiasz na ręce zegarek. Zawsze podnosiłeś ją do góry i robiłeś w powietrzu dłonią taki młynek, strzepując w dół zegarek, który nosiłeś nie wiadomo czemu parę dziurek za luźny. Lubiłam ten gest. Robisz tak jeszcze? Czuję się jakbym wychodziła z długiego ciemnego tunelu. Gdzie jesteś? W połowie, na początku drogi. Przeglądałam zdjęcia z Kazimierza. Wiem, że już tam nigdy nie pojadę. Są miejsca do których można wrócić tylko z jedną osobą, są też takie do których wraca się zawsze i są takie w które chodzi się tylko samemu. Nie wiem czy było to dawno, nie chyba stosunkowo nie tak dawno, zdaje mi się, że nie minął nawet rok od tamtego czasu ale wiem, że to był jakiś inny czas. Gdyby można było sprawić, że dzisiaj będzie takie jak wczoraj. Gdzie jesteś, skoro wiem, że jesteś? Boże nawet nie wiesz jak bardzo mi Ciebie brakuje. Jak bardzo naiwne są wszystkie nastolatki, jak naiwne są wszystkie kobiety, jak naiwni są poeci twierdząc, że kochają.  
if the sky can crack there must be some way back for love and only love

wtorek, 2 marca 2010

Tannhauser

Dziś cały wieczór spędziłam słuchając "Chóry pielgrzymów" z opery "Tannhauser". Powiało mi grozą, tym bardziej, że pogoda wietrzna. Przypomniała mi się "Ulana" i łowicki pasek... ech. Co się jeszcze wydarzy;/ Zapraszam na Wagnera. Wybrałam klasyczna interpretację.



niedziela, 28 lutego 2010

wtorek, 23 lutego 2010

Jabłka i stara szafa

Długo zastanawiałam się nad tym czy zamieścić tutaj swoje prace. W końcu nie pretenduję do miana artysty wszech czasów ale na użytek domowy spełniam w części chociaż swoją potrzebę kreacji. Będąc w domu wygrzebałam gdzieś z teczek zakurzone i trochę w opłakanym stanie malunki. Trochę mnie to podłamało, bo leżą sobie tak odłogiem, może można by uczynić z nich jakiś użytek albo przynajmniej bardziej o nie zadbać. Nie znalazłam wszystkiego, czego szukałam, tylko niektóre z wartych pokazania. Ze względu na ograniczone możliwości sprzętowe, technicznie kopia nie jest najlepsza ale mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni. Niestety po zainstalowaniu Corela nie mogłam go, ku mojej rozpacz użyć. Nie wiem w czym tkwi szczegół ale chyba darmowa wersja skończyła swoją datę przydatności:( Tak więc pozostaje mi standardowy Paint. 
Mój ulubiony temat to martwa natura. Nie ma obawy, że nawet z racji swojej dziwacznej diety i upodobań kulinarnych tkwię w samych marchewkach. Parę aktów też posiadam:) Hehe nie tylko swoich;p Może znajdę je wkrótce w czeluściach pokoju i wyciągnę na światło dzienne. 







Jabłka to mój ulubiony temat. Kiedyś z wypiekami na twarzy oglądałam, często pod lupą;p, martwe natury Cezanne'a. Mistrzostwo. Najpiękniejsza jest faktura obrazu. Grubo kładziona farba albo przebijające spod niej płótno. Ten widok powoduje u mnie z podniecenia skurcze w żołądku. A draperie na jego obrazach nie mają swoich granic w blejtramie. Ich kompozycja, ułożenie, formowanie zapierają dech. Ile można powiedzieć o kawałku obrusu czy prześcieradła? Jaką można zawrzeć w nim metafizykę? 

poniedziałek, 22 lutego 2010

Post

Tęsknię. Tak bardzo, że bardziej człowiek chyba już nie może...


piątek, 19 lutego 2010

Brama Zwierzyniecka

No i rozgorzała prawdziwa Facebook'owa debata na temat Bramy Zwierzynieckiej / Bramy Myśliwskiej. Dołączyłam do swojej wiedzy kilka cennych informacji. Znalazłam przy tej okazji dwa cenne, ciekawe, godne uwagi zdjęcia. Pierwsze z nich to pocztówka z roku 1900 przedstawiająca Bramę. Trzeba przyznać, że była niezwykle piękna, nieodżałowane jest to iż nie zachowały się metalowe kraty z herbami Potockich. Wybudowana w stylu neogotyckim, można zauważyć pewne podobieństwa jej kompozycji do frontowej elewacji kościoła w Krzeszowicach (motyw "linijki"). Jest jedynym zachowanym na terenie Małopolski przykładem architektury myśliwskiej.
 Drugie foto to makieta, rekonstrukcja Bramy.


Karta pocztowa z roku 1900



Rekonstrukcja Bramy

Dalej w załączonym linku niezwykle ciekawy artykuł dotyczący tworzenia rekonstrukcji makiety Bramy Zwierzynieckiej, która wykonana została jako praca dyplomowa przez jednego z uczniów krzeszowickiego Technikum. Szczególnie interesujące jest dość skrupulatne opisanie detali architektonicznych. Także godny uwagi jest rys historyczny, przytaczane w nim opisy krzeszowickiego Zwierzyńca. 
Zapraszam do lektury.



By nie pozostać gołosłowną, poniżej przestawiam Krzeszowicki kościół św. Marcina.






wtorek, 16 lutego 2010

Ostatki

Dzisiaj Ostatki u Alicji, a właściwie powinnam napisać spotkanie klasowe. Rzadko bardzo udaje mi się teraz spotkać z ludźmi ze studiów, jeśli już dojdzie do tej przyjemności to zazwyczaj organizatorką imprez pod tym tytułem jest Alicja. Oj najedliśmy się gofrów, mam spokój na pół roku. Teraz mi tak słodko, że piję już drugą herbatę - moja zielona:) ale stwierdzam, że chyba się od niej uzależniłam. Tylko perspektywa mojej nieszczęsnej pracy mnie załamuje. Gdyby udało się coś zmienić. Czekam z wielkim utęsknieniem na wiosnę, a przynajmniej na to by śnieg stopniał. Oj dzisiaj przejście po chodnikach graniczyło z cudem. Jest strasznie ślisko, co prawda w śródmieściu wszystko odśnieżone ale na osiedlach to już inna bajka. Zimowa bajka:) ma to swój urok trzeba przyznać. Temat Ostatków to oczywiście najnowsze plotki o dawnych znajomych. Ta wychodzi za mąż, ta zmieniła pracę, ta wyjeżdża. Ale głównie śluby są na tapecie;p oj daleka to przyszłość dla mnie. Hehe właśnie rozmawiałam przez telefon ze znajomym o zakupie kadzidełek (takież kupiłam) a on mi mówi, że musi być nastrój na nie. Tak. Powiało mi perspektywą wieczoru we dwoje, czyli ja i mój laptop:P Laptop=internet=cały świat. Pewnie dlatego napisano "Samotność w sieci". W weekend natomiast pierwsze urodziny mojego chrześniaka. Chcę zrobić mu kartkę. Wiem, że na razie jej nie przeczyta, wybrałam dla niego cytat z "Małego Księcia", ale może jak urośnie:)
Ostatnie dwa dni bez internetu chyba dobrze mi zrobiły. Przynajmniej udało mi się coś przeczytać. Powinnam robić to częściej, bo się opuszczam w słowie drukowanym. Przymierzam się do zakupu "Władcy Pierścieni" - wiosenna perspektywa na lekturę. 
Na koniec moja walentynkowa piosenka

piątek, 12 lutego 2010

Czyczowanie



Stanisław Czycz z cyklu "Elegie"

I

Szczytami świerków
w nieba pustynię
szczytami sosen modrzewi buków
szczytami jodeł
las
półomdlały upałem
Młodych milczących sosen kotlina
Ścieżka zdawniona płowieje żalem
zapach jak przypomnienia
W spalonych trawach twych kroków dotyk
już tylko popiół
w dzwonieniu świerszczy
iskrach
I wspomnień popiół
Więc nie dlatego
że już dróg nie ma
od ciebie do mnie
Lecz że w przestrzeni
upalnej leśnej
tobą żyjącej dawniej
gdzie nawet cienie umiały ciebie
w przestrzeni pełnej wzruszeń uniesień
nie ma już nic
Dlatego

Stanisław Czycz życie i twórczość
Ha!art "Arwa"

P.S. Weekend zapowiada się sam-sam.

czwartek, 11 lutego 2010

Miejsce magiczne

Nawiązując do naszej Facebook'owej grupy Dawnych Klimatów, postanowiłam przybliżyć bardziej moje magiczne miejsce. Każdy ma taki skrawek ziemi do którego wraca zawsze z wielkim sentymentem i łzą w oku. Serce bije wtedy inaczej, szybciej. Zapraszam do powrotu w klimaty retro.
Willa "Eliza", o której była już mowa, to dawna rezydencja Pareńskich. Tutaj zjeżdżała w letnie miesiące cała ówczesna krakowska bohema, wśród niej (moja największa miłość tamtych czasów:) Stanisław Wyspiański. Na jednej ze ścian za szybą znajdował się namalowany węglem przez Wyspiańskiego portret pani Elizy. Niestety nie przetrwał do naszych czasów, zniszczyła go wojenna pożoga. Był tam piękny ogród, gdzie towarzystwo spędzało czas pływając łódkami po jeziorkach, portiernia z elektrycznym dzwonkiem (!) i telefonem. Do dziś przetrwał już tylko magiczny klimat tego miejsca, lecz być może nie wielu wie czym była "Eliza" i kogo gościła.

"Eliza" widziana od frontu


Dawne wejście do willi

Idąc dalej natrafimy na tzw. "Bramę Zwierzyniecką". To dawne wejście do lasów, będących wtedy w posiadaniu rodziny Potockich. Nad bramą widnieje hrabiowski herb, na cokole nabite na włócznię sokoły, u stóp bramy myśliwskie harty. Wszystkie te elementy symbolizować miały polowanie. Trzeba dodać, że za czasów Potockich las był ogrodzony.



Wejście do lasu


   Hrabiowski hart


Sokół na włóczni

Niestety brama nie jest poddawana żadnym zabiegom konserwatorskim. Skutkiem tego są postępujące z roku na rok zniszczenia, powodowane warunkami atmosferycznymi i niestety ludzką bezmyślnością i wandalizmem (napisy sprayem też można na niej odnaleźć, nie mówiąc już o wykradanych na sprzedaż metalowych częściach). 
No i symbol galicyjskich stacji czyli dawna wieża ciśnień. 



Uważam, że jest tak urokliwa i klimatyczna, że zasługuje na zamieszczenia tutaj jej zdjęcia. Szkoda, że nie została jakoś zagospodarowana albo przynajmniej zabezpieczona. Kiedyś wpadłam na pomysł, że może gdyby zajął się nią jakiś dobry inwestor, mógłby umieścić tutaj np. hotel. Zresztą sama stacja jest tak urokliwa, że sama mogłabym na niej zamieszkać, choćby tylko ze śpiworem i karimatą:P





Zapraszam tych, którzy nie byli do odwiedzenia tego malowniczego miasteczka. 
Więcej zdjęć, a jest ich jeszcze sporo do pokazania, pewnie wkrótce tutaj zamieszczę.