Powered By Blogger

niedziela, 13 grudnia 2009

Tramwajowa filozofia



No i zrobiła się poniekąd zima, chociaż chyba tak od niechcenia mówię sobie niech już ona tam będzie. Lepsza zima niż deszcz. Refleksje pogodowe zdecydowanie zdominowały ostatnio moje myśli. Nastrój dzisiaj nieszczególny. Wracając do domu miałam napisać o święcie Chanuka, które jest "Świętem świateł" i pierwsza moja myśl:światło=nadzieja. Nie jestem wcale znawcą judaizmu ale zdaje się, że teraz jakoś przypada czas tego święta. Co dzień zapala się jedną świece a światło musi palić się w drzwiach lub w domowym oknie. Świece są palone na pamiątkę lamp oliwnych w świątyni jerozolimskiej, a szczególną czcią otacza się w okresie tego święta kobiety - na pamiątkę Judyty, która ucięła głowę Holofernesa, przez co ocaliła mieszkańców Betulii i reszty Izraela.
Prawdę powiedziawszy że kiedy pierwszy raz zetknęłam się z postacią Judyty, to chyba nie do końca ją rozumiałam. Dziś jak wracałam tramwajem do domu stwierdziłam, że fascynuje mnie ta postać. Trochę tak jak Salome. Zresztą jedna i druga domaga się głowy. Salome głowy Jana Chrzciciela. Która bardziej okrutna? Jedna obcina ją sama, drugiej przynoszą głowę na tacy. Jedna i druga wcześniej uwodzi. Jak bardzo cielesne musiały być więc te bohaterki? Nawiązując do pierwowzoru uważam, że najpiękniej przedstawili je obydwie artyści Młodej Europy. Wtedy najbardziej bano się kobiety ale też przedstawiano ją jakże zmysłowo, kobieco, subtelnie. I co dziwne najczęściej robili to mężczyźni. Paradoks największy chyba tego świata.
Nie nowością też jest, że seksualność kobiety kojarzono ze śmiercią od czasów najdawniejszych.
A Abrey Beadsley nadał swojemu obrazowi Salome tytuł "The Climax". Bardzo podobają mi się te ilustracje do utworu Wilda.
I tak od Chanuki do Salome i Wilda. Zaskakujący zwrot myśli. Ale najlepsze przemyślenia miewam ostatnio jadąc tramwajem. Chyba powinnam zacząć je spisywać na bieżąco. Kiedyś namiętnie uprawiałam tramwajowe czytelnictwo. Nawet parę książek w ten sposób zostało przeczytanych. Ostatnio jednak zakładam słuchawki, wolę muzykę muzykę i swoje myśli.
Wracając do książek to jeszcze na koniec mała refleksja. Najdziwniejsza lektura jaka mi się przytrafiła to był "Głód" Hamsuna. Czytałam tę książkę podczas tegorocznych wakacji i łapałam się na tym, że mam chcę co chwilę otwierać lodówkę, żeby sprawdzać czy jest w niej jedzenie:) Ale lektura warta polecenia. Naprawdę. Bałam się, że będzie to coś w rodzaju "W poszukiwaniu straconego czasu" (z całym szacunkiem dla Prousta, ale mi jakoś nie siada, mówiąc kolokwialnie), a tu tym czasem miłe zaskoczenie. Polecam ale czytajcie z pełnym brzuchem:)

Brak komentarzy: